sobota, 13 września 2008

Kolka mać!

Tak, sam Joker byłby miętki - jak mawiał pan Heniek, z którym lata temu nocami pracowałem czyszcząc przystanki MPK - gdyby cztery noce z rzędu mierzył się z tym dziadostwem. Kolka jest nieubłagana, miota bezradnym superhirołsem od sypialni do salonu, przez kuchnię (gdzie jest Espumisan??? w ciemnościach spadają lekarstwa, potykam się o krzesło, wreszcie mam - nie to, co chciałem) po sypialnię. Zasada jest prosta: możesz mieć super wóz, fajny strój, który amortyzuje upadek choćby i z Pałacu Kultury, nawet iPhona 3G - Kolka ma cię gdzieś, dokopie ci i zniknie nagle, jak się pojawiła.

Nie spodziewałem się jej powrotu. Od dawna nie walczyliśmy, sądziłem, że pokonana gdzieś się wyniosła. Ale ostatnio powróciła wyraźnie zaopatrzona w kryptonit, który łamie TatMana jak zapałkę wygrywając jego słaby punkt: brak cierpliwości.

Podobno mnisi z Tybetu są w stanie spokojnie podróżować nawet łódzkim MPK. Nie jest to jednak pewne, wiedzę czerpię w tym względzie z piosenki kabaretowej, więc może to lipa? Ja w każdej razie - znów mr Heniek - muszę zacząć ostry trening. Zacznę od czegoś lżejszego ale dość irytującego: obejrzę Dzień dobry TVN.

No, pół.

Brak komentarzy: