Urbanista - nie ma co, typ zalazł mi za skórę. Nieuchwytny, anonimowy, doskonale zakamuflowany autor absurdalnych barier architektonicznych, uniemożliwiających podjechanie wózkiem czy w ogóle poruszanie się po osiedlach, ulicach a nawet deptakach.
Chodzą słuchy, że początkowo był to sympatyczny dzieciak, którego marzeniem było grać na puzonie w orkiestrze dętej. Kiedy jednak w szkole muzycznej - pozbawionej ciepłej wody przez Hydraulika - rąbnął ze stromych i wytartych schodów wraz z ukochanym instrumentem, wszystko się zmieniło. Mszcząc się za niefortunny incydent, który kosztował go kilka szwów i solidne wgniecenie tuby, zdał na architekturę a następnie...
zaplanował m.in. przejście podziemne na ulicy Maszynowej w TatCity. Takie było to przejście, że co prawda miało podjazdy dla wózków na schodach północnych i południowych, ale już na wiodących do przystanków tramwajowych (trasa do centrum) - nie. Słowem: zjechałeś sobie cwaniaku? To albo wyjeżdżasz na górę po przeciwnej stronie, albo zwyczajnie, wnosisz dziecko i wózek do tych tramwajowych wiat.
Krawężniki były i pozostają specjalnością Urbanisty. Moim zdaniem widać z kosmosu nie chiński mur, ale właśnie betonowy krawężnik imponujących rozmiarów. Pod to nie podjedzie ni inwalida, ni matka z dziecięciem. Bo i po co mają brykać, pytam się? Siedząc w domach (część z nich także nawiedził nasz antybohater) mogliby dajmy na to ćwiczyć grę na puzonie. A muzyka, jak wiadomo, łagodzi obyczaje.
A czasem nie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz